Cześć, witam Was w ten świąteczny wieczór, ostatni, niestety ;( Czytam sobie "Wyznania gejszy", jak skończę czytać, to napiszę Wam o tej wspaniałej książce i przemyśleniach z nią związanych.
Dzisiejsza notka będzie wyjątkowo długa, dłuższa niż poprzednie, ponieważ będzie dotyczyła pewnej sfery mojego "nudnego" życia, która jest dla mnie nieco krępująca, więc nie do końca wszystko o niej napiszę. Cieszę się, że mam możliwość przelania na "papier" wszystkich swoich myśli. Każde słowo, które przeczytasz Drogi Czytelniku, będzie tak jakby kierowane do pewnej bardzo ważnej osoby w moim życiu! Każdy z Nas jest jak ćma, latająca w około żarówki bez świadomości, że się spali. Żarówka to tylko metafora naszych największych pragnień, czasem marzymy o czymś, co nie do końca może być odpowiednie, złudnie sądzimy, że kiedy to zdobędziemy, będziemy szczęśliwi. NIE!!! Czasem sobie wmawiamy jakieś głupoty i bezsensownie wierzymy, iż to nasze największe szczęście. Ja tak mam. Znalazłam swoją żarówkę, w koło której latam i się spalam każdego dnia. Mam złudne marzenia, które mnie niszczą od środka i od zewnątrz, i posiadam świadomość, że tak to wygląda, a mimo wszystko udaję, że jestem szczęśliwa. A co mi innego pozostało? Muszę jakoś żyć, mimo, że trwam pośród złudnych idei, które są bezsensowne, głupie, durne... Rozbiję się kiedyś jak samolot, spadnę w szczelinę pośród gór i nic nie zostaniem, oprócz morza wylanych łez. Co robić, kiedy ktoś na kim ci bardzo zależy nie może zostać na dłużej w twoim życiu, ponieważ takie są zasady rządzące tym bezwzględnym światem? Jak dalej być pośród morza słów i lądów? Lata mijają a my ludzie, mimo pozorów, pozostajemy tacy sami, ciągle popełniamy te same błędy, ufamy ludziom, którzy nas zdradzili, wybaczamy to co jest nie do wybaczenia, przyjmujemy to co jest nie do przyjęcia, żyjemy ranieni przez najbliższych, a przede wszystkim przez nas samych!! Czasem mijamy na ulicy ludzi, którzy byli obecni w naszym życiu i niczym się nie różnią od tych, których znaliśmy. Te same twarze, te same powody, które nami kierowały - żadnych zmian. Jak ślepcy kroczymy za tym co nas niszczy i wmawiamy sobie, że lepsze idee niż nic, a one nasz niszczą! Mnie niszczy mój to rozumowania i nic z tym nie robię, bo jest mi dobrze, mam klapki na oczach i brnę w gówno. Zmiany by bolały. Kiedyś się obudzę i zrozumiem, że zmarnowałam sobie najlepsze lata swojego życia, młodość. Boże, jaka ja jestem zryta, porąbana. A ciągle się zastanawiam co za mną nie tak! Świat ciągle gna do przodu :( Błądzę od dnia narodzin. Wiem również, iż nie mam dużych problemów, że powinnam być szczęśliwa, bo mam co jeść, gdzie spać, co ubrać, mam przyszłość przed sobą i wspaniałą rodzinę... Mimo to nie czuję radości, w sensie, że takiej pełnej, jakaś tam by się znalazła, lecz nie taka jak powinna. Inni mają się gorzej, rozumiem to. Mam 17 lat i wydaje mi się, że nie istnieje nikt po za mną, bywa. Dorosnę i będę... No właśnie kim? Tą ćmą.
Jak Wam mijają święta? Mnie spoko, przynajmniej jak na razie.
Mam swoją gwiazdę z nieba.
Do napisania,
JP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz